Zgodnie z zapowiedziami sprzed tygodnia, dziś odbył się ogólnopolski protest rolników.
Pod każdym względem by większy od poprzedniego, z 24 stycznia 2024 r. Było więcej lokalizacji, bo nieco ponad 260 oraz zdecydowanie więcej uczestników.
Szczególnie dużo protestujących zbierało się w miastach. Zazwyczaj przybierało to formę marszu gwiaździstego a kolumny ciągników widać było w różnych częściach miasta. Zawsze też liczba uczestników przekraczała założenia. W Toruniu na przykład spodziewano się 800 pojazdów a przyjechało około 1,5 tys. ciągników. W centrum Poznania zebrało się niemal 1400 maszyn.
Już mniej licznie ale zawsze w mniej więcej liczbie kilkuset traktorów rolnicy wjechali do Poznania, Kalisza, Wrocławia, Białegostoku, Łodzi, Krakowa, Bydgoszczy i wielu innych miast.
Większość protestów odbywała się jednak na drogach krajowych gromadząc najczęściej zestawy po 200 – 300 pojazdów.
Główne żądania.
Praktycznie wszędzie dominowały dwa główne hasła: Precz z Zielonym Ładem oraz Stop importowi z Ukrainy!
Jak to wyglądało na drogach.
Zazwyczaj protesty miały charakter powolnego przejazdu ale były też takie, gdzie rolnicy przyjechawszy na miejsce zgromadzenia blokowali przejazd na kilka godzin.
Ponieważ policja przygotowała objazdy to w wielu miejscach rolnicy stali na szosie, nie stwarzając żadnych trudności innym uczestnikom ruchu, bo tych – skierowanych na objazdy – w ogóle w pobliżu nie było.
W innych miejscach, mimo pracy policji za ciągnikami pojawiały się sznury samochodów. Najprawdopodobniej byli to kierowcy, którzy nie chcieli ryzykować objazdów nieznaną sobie trasą i wybrali znaną drogę licząc się z koniecznością postoju.
W niektórych przypadkach strajkujący stosowali taktykę „wolnej amerykanki”. Protest z założenia mający być powolnym przejazdem zamieniał się w blokadę statyczną, albo zaplanowany czas protestu był wydłużany. Do manifestujących przyjechali minister rolnictwa oraz jeden z wiceministrów.
Ministrowie z odwiedzinami u rolników.
Minister Siekierski w otoczeniu rolników
Z rolnikami zgromadzonymi na krajowej „siódemce”, w pobliżu Przyborowic w gminie Załuski, spotkał się minister Czesław Siekierski. Po raz kolejny wyraził zrozumienie dla rolniczych protestów. Zapewnił, że bardzo poważnie traktuje wysuwane postulaty, ale niestety nie wszystko zależy od ministerstwa rolnictwa.
„Wiele rzeczy rozstrzyga się w Komisji Europejskiej, w relacjach międzynarodowych, bo na pewne rzeczy potrzeba czasu” – stwierdził.
W podobnym tonie wypowiadał się wiceminister Kołodziejczak, który przyjechał do rolników protestujących w miejscowości Borki w województwie lubelskim. Zwracał uwagę na to, że jest nieco blokowany przez kierownictwo resortu, które chce prowadzić rozmowy z Ukraińcami w sposób miły i dyplomatyczny, ale jak zapewnił – robi co może. Wydaje się, że wiceminister miał nieco trudniejszą sytuację niż jego szef. Wielu rolników uważa bowiem, że ich zdradził przechodząc do rządu. Choć z ust jednego z rolników usłyszał słowa pochwały, że w odróżnieniu od wcześniej urzędujących ministrów, Kołodziejczak niezależnie od pogody przyjeżdża do strajkujących, to usłyszał też z tłumu propozycję, by… mówiąc parlamentarnie – szybko się oddalił.
Czy to da efekt?
Reasumując, dzisiejsza manifestacja była bardzo udana. Rolnicy naprawdę licznie wzięli w niej udział. Poza wydarzeniami w Bydgoszczy i na przejściach granicznych z Ukrainą, gdzie rolnicy palili opony i słomę, protesty przebiegały spokojnie. Co ważne, dało się zauważyć wśród rolników poczucie sprawczości wspólnej siły, wspólnego wystąpienia i idącej za tym nadziei, że ich protesty w połączeniu z protestami farmerów w innych krajach, przyniosą oczekiwany skutek.