
Mając na uwadze potrzebę opróżnienia przed żniwami magazynów w gospodarstwach, rząd zdecydował się uruchomić system dopłat do sprzedanego zboża.
Przyjęto wówczas stawki pomocy w wysokości:
w przeliczeniu na 1 ha upraw zbóż.
Po podliczeniu okazało się, że kwota ze złożonych wniosków przekroczyła zaplanowany w wysokości 2,1 mld złotych budżet. W związku z tym zastosowano współczynnik korygujący w wysokości 8 procent.
Przypomnijmy, że podczas drugiego szczytu rolniczego 9 marca 2024, premier Tusk obiecał protestującym rolnikom zdjęcie z rynku nadwyżki zboża. Szczegółami miał się zająć resort rolnictwa w porozumieniu z przedstawicielami protestujących. Rozwiązanie miało być przygotowane w ciągu maksymalnie dwóch tygodni.
Mówiono wówczas o kwocie 1,5 mld zł przeznaczonych na dopłaty do eksportu zboża z Polski ale ostatecznie podniesiono tę kwotę do 2,1 mld zł. Przyjęto też formę dopłat nie do tony ale do hektara by Komisja Europejska nie stwarzała problemów formalnych.
Choć decyzja ministerstwa rolnictwa przyczyniła się do zdjęcia nadwyżki towaru z rynku, to nie wszyscy rolnicy byli zadowoleni.
Cześć producentów bowiem sprzedała ziarno na jesieni 2023 roku.
Co prawda udało im się sprzedać towar po cenie wyższej niż obowiązywała w pierwszym kwartale 2024 r, ale cena jaką można było uzyskać w drugim kwartale była już taka sama a nawet nieznacznie wyższa od tej z jesieni 2023 r.
Taka sytuacja spowodowała rozgoryczenie wśród zapobiegliwych gospodarzy, którzy trzymając rękę na pulsie zdążyli sprzedać pszenicę zanim jej cena spadła na przełomie 2023/2024, a ostatecznie
okazało się w tym roku, że trzymali rękę nie na pulsie a w nocniku!
Są tacy, którzy zapowiadają, że w przyszłości nie będą przejmować się śledzeniem notowań, tylko będą czekać aż rząd podejmie decyzję o wdrożeniu dopłat do zbóż!
Szczególnie ci więksi gospodarze twierdzą, że gdyby spokojnie czekali na rozwój wypadków (uruchomienie dopłat) to mieli by dziś o kilkadziesiąt tysięcy złotych więcej w kieszeni.
Niestety, nic nie pomagały ich monity do ministra rolnictwa, choć tłumaczyli, że przecież na wyprodukowanie ziarna ponieśli takie same wysokie koszty produkcji jak ci, którzy zboże sprzedali w 2023 r.
Szef resortu rolnictwa za każdym razem odpowiadał, że dopłaty są po to by zdjąć nadwyżki towaru z rynku ( w domyśle – nie po to, by wspomóc finansowo gospodarstwa).
Aż wreszcie przyszedł czas na refleksję…
Minister rolnictwa Czesław Siekierski niedawno oficjalnie przyznał, że popełnił błąd w kwestii przyznawania dopłat do zbóż za 2024 rok. „Myślę, że decyzja o wprowadzeniu dopłat za zboże była słuszna. Ale rzeczywiście było błędem, że nie uwzględniliśmy sprzedaży zboża jesienią 2023 roku. Ci rolnicy także potrzebowali pieniędzy” – stwierdził. Zapowiedział, że resort wyciągnie wnioski na przyszłość.
Cóż powiedzieć… Ta samokrytyka jest po prostu mocno spóźniona. A można było posłuchać głosów rolników zamiast zbywać ich słowami o konieczności zdjęcia zboża z rynku. Teraz to słowa pana ministra Siekierskiego znaczą tyle co kadzidło dla umarłego!
Może Cię zainteresować: