Rzepak – kto/co gra ceną rzepaku?

Jak co roku o tej porze…

Przed żniwami notowaliśmy niemal ciągłe wzrosty ceny rzepaku. Ledwie zbiory się zaczęły a notowania nie tylko przestały wzrastać ale wręcz przeciwnie – zaczęły marsz w dół. Początkowo jeszcze spadek przeplatał się ze wzrostem ale po kliku dniach kierunek był już tylko jeden – w dół! Można powiedzieć, że to coroczna praktyka skupów, do której zdążyliśmy się przyzwyczaić przy każdym rodzaju zbieranych roślin.

Kiedy tylko żniwa się zaczynają, nagle okazuje się, że ziarna jest tak dużo, że cena musi spaść. Podobnie jest w tym roku z rzepakiem. Początkowo cena  raz spadała, a raz wzrastała. W ten sposób z poziomu 2050 złotych za tonę, cena stopniowo się obniżała, by po przekroczeniu kwoty 2000 złotych, raptownie poszybować w dół. Dzisiaj niektóre punkty skupu proponują już tylko 1900 zł netto/t! To już przekroczyło normę corocznej „zabawy” między sprzedającymi a kupującymi. Taka duża obniżka w tak krótkim czasie?

Jest to o tyle niezrozumiałe, że plony rzepaku od początku, delikatnie mówiąc – nie zachwycały. Tłumaczono to faktem iż pierwsze koszenia miały miejsca na słabszych plantacjach, gdzie siłą rzeczy nie można było oczekiwać rewelacji. Z biegiem czasu kombajny przeszły na mocniejsze gleby, gdzie ku zaskoczeniu gospodarzy plony wcale nie były dużo większe. W wielu przypadkach ziemia „zamknęła wodę”, wskutek czego rośliny nie mogły wykazać swojego potencjału. Dodatkowo okazało się, że w tym sezonie nasiona są lżejsze. Mówią o tym handlowcy, zauważyli to też rolnicy. Na czternastotonowej przyczepie „brakuje” około tony towaru. Skąd więc spadek cen przeczący regułom podaży i popytu?

Wpływ graczy giełdowych na cenę rzepaku

Jedną z przyczyn może być zachowanie inwestorów giełdowych, którzy akurat postanowili zrealizować krótkoterminowe zyski. Kiedy kilku dużych graczy wykonuje konkretne ruchy, na parkiecie następuje mobilizacja wszystkich pozostałych uczestników. Kiedy ci najwięksi postanawiają sprzedawać, wszyscy pozostali w panice uciekają z akcjami by jak najmniej stracić. W efekcie ceny lecą na łeb, na szyję, bez specjalnego odbicia w rzeczywistości. Po pewnym okresie, kiedy ci „guru giełdy” stwierdzą, że ceny akcji dostatecznie spadły i nie ma co liczyć na kolejne obniżki – zaczynają skupować akcje i rozpoczyna się „panika” w drugą, zwyżkową stronę. Wcześniej inwestorzy zajmowali się obrotem walorami nie związanymi z rolnictwem, ale jakiś czas temu, w wyniku zastoju na tradycyjnych rynkach, ktoś wpadł na pomysł zarobienia na obrocie produktami rolnymi. Od tego momentu, prognozowanie cen płodów rolnych na podstawie plonów i konsumpcji oraz zapasów nie jest już  tak pewnym działaniem jak wcześniej. Trzeba bowiem pamiętać, że inwestorzy giełdowi zarabiają gdy na parkiecie jest „ruch” a nie stagnacja, więc specjalnie „pobudzają” notowania raz w górę raz w dół.

Powiązanie ceny rzepaku z ceną ropy naftowej

Drugą przyczyną powodującą, że coraz trudniej powiązać cenę rzepaku z jego podażą, jest jego przerób na bioetanol. To co swego czasu wydawało się sposobem na podniesienie ceny czarnych nasion, dziś odbija się czkawką. Owszem, przeznaczenie części plonu na cele niespożywcze uratowało rolników przed znacznymi obniżkami, gdyż zdjęło nadwyżkę plonu z rynku spożywczego. Ale jednocześnie zaserwowało nam dość dużą zmienność cen. Od tej pory w dużej mierze na ceny rzepaku wpływ zaczęły mieć notowania ropy naftowej. Inwestorzy obserwując bardzo wysokie ceny paliw kopalnych widzą  niedowartościowanie cen rzepaku służącego do wytwarzania biopaliw, a więc widzą szansę na zarobek. To powoduje wzrost cen nasion. Kiedy jednak wydobycie ropy naftowej jest wysokie, jej cena spada a klienci chętniej kupują paliwo, bez dodatków biokomponentów. W takiej sytuacji zainteresowanie biopaliwami spada, ciągnąc w dół cenę rzepaku.

I do tego jeszcze hedging…

Dodatkowym czynnikiem wpływającym na rynek jest tzw. hedging, czyli zabezpieczenie się przed niekorzystną zmianą cen w późniejszym okresie. W czasie żniw firmy kupujące rzepak czyli producenci oleju spożywczego jak i bioetanolu gromadzą surowiec i jednocześnie  zabezpieczają się przed spadkiem cen i ryzykiem poniesienia strat. Robią to poprzez sprzedaż kontraktów terminowych na rzepak, notowanych na giełdach towarowych. Duża podaż skutkuje… wiadomo czym.

Reasumując

Oczywiście – plony soi, kokosów, słoneczników i innych roślin przeznaczanych na produkcję olejów mają wpływ na notowania rzepaku. Tym niemniej wydaje się, że czasy kiedy można było przewidzieć jego cenę na podstawie plonów jego i innych podobnych mu upraw minęły bezpowrotnie. Zainteresowanie inwestorów giełdowych produktami rolnymi i ich gra na zysk, oraz powiązanie cen rzepaku z ceną ropy, w coraz trudniejszej sytuacji stawia rolników zastanawiających się: sprzedawać bezpośrednio czy magazynować?

Naszym zdaniem cena rzepaku niebawem odbije, bowiem niższe plony są faktem. Co prawda w Niemczech przewiduje się plony wyższe o około 100 tys. t., ale już we Francji plony mają być niższe o 300 tys.t, a w Polsce o 200 tys.t. Ogółem w UE plony mają być niższe o 1 mln ton. Również w skali świata przewidywane są plony niższe o około 1,6%.

Ponadto na giełdzie po bessie zawsze jest hossa, to jest jej naturalny cykl. To dotyczy również cen ropy naftowej, której producenci nie będą długo tolerować niskich cen i ograniczą wydobycie.

Te wszystkie czynniki oczywiście trudno rolnikowi nie będącemu analitykiem rynkowym spiąć w całość i wysnuć jakiś konkretny wniosek. Wydaje się, że takim dość dobrym, pewnym wskaźnikiem co robić jest postawa punktów skupu. Jeśli póki co z dnia na dzień cena rzepaku spada a więc właściciel skupu jest w sytuacji gdy „dziś drożej kupi niż jutro sprzeda” a mimo to dalej prowadzi skup, to widzi szansę na odbicie cen. Oczywiście to jest pewnego rodzaju uproszczenie, tym niemniej jednak bać można by się wtedy, gdyby firmy skupowe przestały kupować rzepak.

Może Cię zainteresować: