Interesująca dla rolników propozycja padła podczas połączonego posiedzenia sejmowych Komisji: Infrastruktury oraz Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej.

Poseł PiS Jerzy Polaczek, zgłosił w imieniu swojego klubu poprawkę dotyczącą badań technicznych ciągników rolniczych i przyczep rolniczych o dopuszczalnej masie całkowitej przekraczającej 3,5 tony.

„Zaproponowane rozwiązanie umożliwia fakultatywnie przeprowadzanie badań technicznych ciągników, przyczep przeznaczonych do łączenia z tymi pojazdami, w infrastrukturze innej niż stanowisko kontrolne stacji kontroli pojazdów, to jest także u właściciela ciągników rolniczych, ciągników gąsienicowych i przyczep przeznaczonych do łączenia z tymi pojazdami” – powiedział poseł Polaczek.

Prezes Polskiej Izby Stacji Kontroli Pojazdów Marcin Barankiewicz wyraził nadzieję, że resort infrastruktury uwzględni koszt wykonywania takich badań, określając wysokość opłaty. Zapewne będzie ona musiała być wyższa niż dotychczas wynosząca około 50 złotych netto za badanie przeprowadzone w warsztacie przedsiębiorcy.

Jest to związane z koniecznością dojazdu na miejsce, wydelegowania pracownika, zakupu komputera, poprzez który będzie można się połączyć z Centralną Ewidencją Pojazdów.

Postulat przeprowadzania badań technicznych w gospodarstwach, był często podnoszony przez rolników, w związku z nowelizacją ustawy Prawo o ruchu drogowym z 2015 roku.

Od 2016 roku pojazdy i przyczepy o masie powyżej 3,5 tony mogły odbyć przegląd techniczny tylko w okręgowej stacji kontroli pojazdów. To spowodowało, że droga do najbliższej stacji kontroli znacznie się wydłużyła, nieraz nawet do 60 – 70 km.

Posłowie połączonych komisji jednogłośnie przyjęli poprawkę dotyczącą badań technicznych ciągników rolniczych. Również wiceminister infrastruktury Rafał Weber pozytywnie odniósł się do pomysłu.

Sama propozycja zmian wygląda korzystnie dla rolników. Faktycznie, po zmianie przepisów w 2015 roku, rolnicy musieli pokonywać znacznie większe odległości do okręgowych stacji kontroli niż dotychczas do lokalnych stacji. Zważywszy na to, że w niejednym gospodarstwie zarejestrowanych było więcej niż jeden ciągnik i dwie przyczepy, a więc rolnik musiał odbyć co najmniej dwa długie wyjazdy, poruszając się z prędkością  30 km/godź. Było to męczące i przede wszystkim zabierające dużo czasu.

Zapowiadana nowelizacja na pewno więc będzie dobrze oceniona przez gospodarzy. Pytanie tylko, czy zostanie zrealizowana.

O ile w komisji wszystko przebiegło sprawnie, nie wiadomo, czy w sejmie również będzie tak zgodnie. Zapewne będą uwagi do kosztów przeprowadzenia badań na podwórzu. Już teraz przedsiębiorcy narzekają, że stawki za badania od lat nie są zmieniane i niemal nie pokrywają kosztów. A tu dochodzi wyposażenie pracownika w samochód, dodatkowy komputer i same koszty dojazdu (paliwo, czas).

Poza tym, jeśli pracownik będzie na podwórzu to, na jego miejsce trzeba zatrudnić nowego człowieka, do obsługi kierowców czekających na badanie w stacji.

Drugą kwestią zapewne podnoszoną podczas dyskusji będzie rzetelność badań technicznych przeprowadzanych „na wyjeździe”. Obecnie w każdej stacji są zamontowane kamery mające dokumentować fakt przeglądu. Zdarzało się bowiem, że niektórzy kierowcy uzyskiwali potwierdzenie badania nawet nie wjeżdżając na stanowisko badawcze.

Temu problemowi można zaradzić, nagrywając nawet komórką przebieg badania ale w jaki sposób profesjonalnie, w warunkach gospodarstwa sprawdzić stan hamulców? Oceniając ślad hamowania na trawie?

Wydaje się, że ze względów finansowych oraz trudności w zapewnieniu rzetelnego, zgodnego z normami przebiegu badania technicznego, ta korzystna dla rolników zmiana będzie mieć wielkie problemy z realnym zaistnieniem.

Już bardziej prawdopodobny będzie powrót badań technicznych dla ciągników do rozwiązania sprzed 2016 roku.