Protest rolników w Płońsku na rondzie Poświętne

48 godzin protestu!

Dwudziesty szósty lutego 2024 roku był kolejnym dniem, w którym rolnicy manifestowali swoje niezadowolenie. Coraz częściej rolnicy wybierają mocniejsze formy protestu. Tak było i w przypadku zgromadzenia w Płońsku, które zaczęło się dziś o 2 w nocy i ma trwać dwie doby.

Ciągniki stanęły na rondzie przy Poświętnem oraz na wjazdach na wiadukt nad rondem. Ze względu na dwudniowy czas strajkowania rolnicy co kilka godzin wymieniają się w dyżurach. Wszystko jest zorganizowane w ten sposób, że rolnik, który musi wrócić na obrządek do gospodarstwa jest zastępowany przez umówionego sąsiada. Wszystko po to, by utrzymać odpowiedni stan liczebny ciągników na blokadzie. Policja zorganizowała objazdy dla kierowców. Tym niemniej, przed blokującymi przejazd traktorami ustawiały się co i rusz kolejki aut. Przeważnie były to samochody ciężarowe, które nie decydowały się na objazd blokady lokalnymi drogami. Co godzinę rolnicy przepuszczali 15 pojazdów.

Wielu protestujących podkreślało, że kolejny raz wyjechali na ulice, bo póki co rząd niespecjalnie stara się rozwiązać ich problemy. Niespecjalnie też widać chęć ze strony ministra rolnictwa do podjęcia konkretnych działań. Mimo, że ministrowie przyjeżdżają rozmawiać z protestującymi, to z tych rozmów niewiele wynika. Rolnicy oczekują konkretnych decyzji a słyszą tylko zapewnienia, że trzeba rozmawiać, a rozmowy muszą być prowadzone na forum unijnym. Z tego wyciągają wniosek, że rząd nie jest w stanie sam niczego zdecydować, czas nieubłaganie płynie a problemy pozostają nierozwiązane.

Udało się nam porozmawiać z kilkoma gospodarzami.

Pan Radosław Karwowski z Kraszewa Gaczułty w gminie Raciąż, przyjechał dziś do Płońska bo chciał być razem z innymi rolnikami, chciał być częścią tego zgromadzenia. Chciał wyrazić w ten sposób swój sprzeciw wobec tego co dzieje się w rządzie i w Unii.

Uważa, że głównym winowajcą trudnej sytuacji na wsi jest Unia Europejska ale winą obarcza również rząd, który – jego zdaniem – niezbyt przejmuje się problemami rolników. Za to bardziej jest nastawiony pro ukraińsko, czego ostatnim przejawem jest decyzja rządu o wciągnięciu granicy z Ukrainą na listę infrastruktury krytycznej.

Pan Radek mocno skrytykował wymóg ugorowania ziemi, nie mogąc zgodzić się na to, żeby ktoś rządził jego gospodarstwem i mówił mu gdzie co ma siać. Poza tym nie po to rolnik wydaje pieniądze na zakup gruntu, żeby później nie mógł z jego użytkowania mieć dochodu.

Cały ten Zielony Ład to jakieś przegięcie – ocenił. Zwrócił uwagę na to, że aby samochody elektryczne mogły jeździć, wpierw elektrownie zasilane węglem muszą wytworzyć dodatkowe ilości prądu. Wyraził zdumienie, że ktoś ( ekolodzy – red.) mogą posądzać rolnictwo o szkodzenie przyrodzie.

Radek Karwowski

Kolejnym rozmówcą był pan Piotr Głogowski z Zawad Starych w gminie Nowe Miasto. Przyjechał na protest by walczyć o likwidację Zielonego Ładu, który na dłuższą metę uważa za większe zagrożenie niż napływ zboża z Ukrainy. Jak stwierdził kwestię importu można ucywilizować, natomiast Zielony Ład wymaga gruntownej przemiany. Szczególnie bulwersuje go wymóg ugorowania, który póki co jest zawieszony na ten rok, ale w przyszłości czeka nas 10 procentowe a później może nawet 20  procentowe wyłączenie gruntów z uprawy.

Podobnie jak poprzedni rozmówca, uznał za niedopuszczalne by ktoś  decydował o tym, co on ma uprawiać na swoim polu. To jest naruszenie prawa własności! – stwierdził.

Piotr Głogowski

Zwrócił uwagę, że dzisiejsze odmiany łubinów są niższe niż te sprzed lat i w sytuacji uprawiania ich bez ochrony herbicydowej (zamiast ugorowania – red.) nie mają najmniejszych szans z chwastami.

 Rolnik korzystał z ekoschematu polegającego na przyoraniu słomy (bo i tak przyorywał) oraz miał sporządzony plan nawozowy. Podkreślił, że mimo to i tak otrzyma dopłaty niższe, niż przed rokiem.

Uważa, że Zielony Ład został wprowadzony bez odpowiednio szerokich konsultacji z rolnikami, wskutek czego tak naprawdę nie mieli oni świadomości związanych z nim zagrożeń.

Dopiero jego realne wprowadzenie w życie, spowodowało powszechne w całej Unii protesty. Dzisiejsze protesty są zaś kierowane do obecnego rządu, mimo, że te zmiany wprowadziła poprzednia ekipa, bo przecież istnieje coś takiego jak ciągłość prawna państwa.

Pan Piotr uważa, że ciągłe opowiadanie ministra Siekierskiego o konieczności prowadzenia rozmów ma na celu odwleczenie sprawy do czasu gdy rolnicy będą zmuszeni wyjechać w pole.

„Obawiam się, że to może nie przejść” – uśmiechnął się.

Dzisiejsze rozmowy ministrów rolnictwa UE skwitował słowami –

”Bądźmy realistami. Od deklaracji do konkretnych rozwiązań droga bardzo daleka”.

My rolnicy – kontynuował – nie znamy stanowiska negocjacyjnego z jakim na spotkanie pojechał minister Siekierski. A powinniśmy znać, to chyba nie jest żadna tajemnica? Zauważył, że póki co, wszelkie zapowiedzi zniesienia ugorowania czy  zmniejszenia stosowania pestycydów mają charakter wypowiedzi słownych a liczy się to co jest na papierze.

Rozmawialiśmy również z panem Włodzimierzem Mystkowskim i jego synem Damianem, rolnikami z Cywin Wojskich w gminie Baboszewo. Panowie uczestniczyli wcześniej w proteście w Dreglinie a teraz przyjechali do Płońska bo widzą, że przedstawianie swoich racji w ten sposób ma sens. Pan Włodzimierz ma już pewien staż w tej kwestii, bo już za czasów śp. Andrzeja Leppera jeździł na protesty do Warszawy. Dzisiaj najbardziej narzeka na brak opłacalności – cena pszenicy dziś jest taka jak 25 lat temu!  Dzisiejsze niskie ceny, Damian Mystkowski wiąże z zalewem Polski przez ukraińskie zboże.

Nasi rozmówcy podkreślili, że nie sposób konkurować z ukraińskimi wielkimi gospodarstwami, dysponującymi dużo lepszymi ziemiami, tańszymi środkami do produkcji oraz maszynami kupowanymi na korzystnych leasingowych warunkach. Prawdopodobnie też – jak twierdzą – maszyny pracujące na ukraińskich polach są kupowane z dotacji unijnych, które przysługują ich europejskim (unijnym) właścicielom, bo przecież wiele tamtejszej ziemi jest w posiadaniu zachodnio europejskich korporacji.

Rolnicy korzystali z ekoschematów, uważając, że „zawsze to dobrze jak coś w ziemi zostanie”. Mogliby również zgodzić się na ugorowanie ziemi ale pod warunkiem, że otrzymaliby jako rekompensatę kwotę około 2000 złotych za hektar. Według rolników protesty spowodowały kolejną zmianę  w kwestii ugorowania, polegającą na tym, że rośliny bobowate można zamiast ugorowania siać nie w plonie głównym ale w poplonie.

Rolnicy podkreślili, że protesty są w głównej mierze skierowane przeciwko UE, bo to ona narzuca rolnikom te wszystkie standardy. Dlatego bardzo ważne jest by protestowali rolnicy z całej Unii, bo sama Polska nie da rady zmienić obowiązujących dziś zasad.

Włodzimierz i Damian Mystkowscy

Dodaj komentarz

Wymagane pola są oznaczone *