Dzisiejszy dzień był kolejnym, w którym rolnicy protestowali przeciwko złej koniunkturze w rolnictwie. Od wcześniejszych manifestacji niezadowolenia, te różniły się znacznie większą liczbą zgromadzeń. W całej Polsce miało miejsce niemal 600 protestów. Siłą rzeczy poszczególne wydarzenia miały zazwyczaj mniejszą liczebność, choć niekiedy w jednym miejscu było nawet 500 – 600 ciągników.
Jedną z miejscowości, w której rolnicy postanowili pokazać swój sprzeciw między innym wobec Zielonego Ładu był Drobin w powiecie płockim. Tutaj protest przewidziany był na 48 godzin. Głównym miejscem zgromadzenia było rondo na skrzyżowaniu dróg krajowych nr 10 i 60.
Choć według gospodarzy w proteście uczestniczyło około 200 ciągników, to na samym rondzie stało stosunkowo niewiele pojazdów. Wynikało to z tego, że pozostałe traktory blokowały pobliskie drogi, którymi można by było wjechać na DK 10 – uniemożliwiając tym samym łatwe ominięcie głównej blokady.
Policja oczywiście zorganizowała objazdy, ale mimo to niektórzy kierowcy licząc na łut szczęścia zdecydowali się podjechać pod samo rondo.
Protestujący co jakiś czas przepuszczali gromadzące się samochody. Jedne musiały odczekać określony czas, inne były uznaniowo przepuszczane.
By nie szarpać co chwila rozruszników, rolnicy zamiast traktorami, zastawiali wjazd na rondo ruchomymi zaporami, na przykład taczkami.
Postulaty rolników niczym nie różniły się od wcześniej prezentowanych. A to dlatego, że zdaniem gospodarzy rząd praktycznie nic nie zrobił, by je zrealizować. Wczorajsze spotkanie rolników z ministrem rolnictwa w Jasionce, niewiele ich zdaniem zmieniło. Nasi rozmówcy byli zdenerwowani tym, że do rozmów zaproszono „starych działaczy” typu Władysław Serafin a nie tych, którzy aktualnie organizują protesty. Podkreślali, że cały Zielony Ład jest do wyrzucenia i nie ma co dyskutować nad jakimiś jego częściowymi zmianami.
Rolnicy nie mogli zrozumieć dlaczego od nas wymaga się przestrzegania różnych wymogów bezpiecznej produkcji żywności, kiedy z Ukrainy mogą wjeżdżać na teren Unii, produkty wyprodukowane bez szanowania żadnych norm.
Zwracali uwagę na niską opłacalność produkcji rolnej, szczególnie roślinnej, w której wręcz ponieśli straty. Dodatkowe rozgoryczenie budziła kwestia aplikacji suszowej, która w zdecydowanej większości wyceniła straty w uprawach poniżej 30 procent.
Za szczególnie niesprawiedliwą ocenę, uważa ten wynik rolnik, którego kukurydza w wyniku suszy wydała tylko 3 tony ziarna z hektara.
Protestujący podkreślali, że nie chcą jałmużny w postaci dopłat obszarowych czy dopłat do niskiej ceny za sprzedane zboże, ale chcą stworzenia warunków, w których mogliby produkować z zyskiem.