Jednym z miejsc, w których 9 lutego odbywały się protesty rolników, była szosa w pobliżu stacji benzynowej w Dreglinie, gmina Glinojeck. Manifestacja była zorganizowana pod przewodnictwem pana Piotra Koryckiego ze wsi Cywiny Wojskie.
Na terenie przy stacji zgromadziło się około 200 ciągników. O godzinie 10.00 rolnicy wyjechali z placu na szosę i po nawrotce na odległym o kilkaset metrów rondzie ustawili się na drodze. Sznur ciągników sięgał od owego ronda, do ronda będącego w bezpośrednim sąsiedztwie stacji paliw.
Ciągniki na rondzie ustawiły się w poprzek szosy blokując w ten sposób jakikolwiek przejazd. Jak się okazało – zupełnie niepotrzebnie. Ale o tym na końcu artykułu.
Ponieważ protest polegał na staniu w jednym miejscu, bez ciągłego przemieszczania się, rolnicy mieli możliwość skorzystania z ciepłego posiłku. Na stoliku stała puszka, do której można było wrzucić datek, ale smaczna grochówka była dostępna dla każdego za darmo.
Po wcześniejszym proteście (24 stycznia 2024 r.) nastroje były bardzo dobre. Obawy, że większa liczba manifestacji przełoży się na mniejszą liczbę uczestników okazały się bezpodstawne.
Traktorów jak już wcześniej pisaliśmy było bardzo dużo, a dodatkowo wielu rolników przyjechało też samochodami by choć w ten sposób zamanifestować swoją obecność.
Jednymi z nich byli, chyba najmłodsi uczestnicy dzisiejszego zgromadzenia: Jakub Zmysłowski z Wępił i Paweł Jędrzejewski z Druchowa, obaj gmina Raciąż. Posiadane w ich małych gospodarstwach ciągniki, jak stwierdzili – nie bardzo by się sprawdziły na dłuższej publicznej drodze, ale przyjechali na protest, bo ich rodzice są rolnikami i czuli się zobowiązani tu być Chłopaki choć młodzi to mocno zaangażowani w sprawy gospodarstwa, wykazali się dużą znajomością tematu.
Jakub zauważył, że przez decyzje, które podejmuje Unia pogarsza się standard życia gospodarzy, a „bez rolnika społeczeństwo umrze”. Przez import zboża z Ukrainy spadają ceny jakie my możemy uzyskać, słowem pogarsza się dochodowość gospodarstw.
Skrytykował również pomysł ugorowania gruntów, twierdząc, że dla małego gospodarstwa, gdzie każdy skrawek ziemi się liczy, wyłączenie jakiejkolwiek powierzchni jest nie do zaakceptowania. „Trzeba nadal płacić podatek za to, a nie możemy z tego uzyskać żadnych dochodów” – podsumował.
Sceptycznie do możliwości zamiany ugorowania na uprawę strączkowych ale bez chemicznej ochrony, podszedł jego kolega Paweł. To nie ma sensu w ogóle, skoro nie możemy chronić pola chemicznie.
To jest zwiększenie kosztów, bo wydamy pieniądze na materiał siewny, na paliwo, stracimy czas a na koniec pieniądze, bo zachwaszczona plantacja da niższy plon. W efekcie „wyjdziemy z jeszcze większą stratą” – podkreślił.
Wywiadu udzielili nam również rolnicy z dużo większym stażem. Pan Tadeusz Cichocki z Baboszewa przyjechał protestować między innymi, przeciwko niskim cenom na płody rolne. „Te ceny nie zwracają kosztów produkcji” – stwierdził. My nie mamy z czego dokładać, w gospodarstwach nie ma oszczędności bo cały czas musimy inwestować.
A kredyty nas przerastają, byśmy je ciągle brali – dopowiedział stojący obok pan Sulkowski z gminy Raciąż.
Nie ma żadnej gałęzi produkcji, która byłaby opłacalna – kontynuował pan Tadeusz. W tym roku, co prawda jakaś tam opłacalność była na burakach ale w przyszłym roku już jej nie będzie, bo Ukraina wysyła cukier do Polski i na drugi rok nie będziemy mieć ceny na buraki.
Rolnik, razem z kolegami narzekał na niskie ceny pszenicy. Siedemdziesiąt złotych za kwintal oznacza stratę. My nie chcemy 100 zł, ale żeby chociaż było 90 zł za metr, żeby jakaś opłacalność była. Zwrócił też uwagę na wysokie koszty środków do produkcji. Rozmówcy stwierdzili, że w tym roku dokładają do produkcji.
Tadeusz Cichocki przywołał słowa komisarza Wojciechowskiego, jakoby polscy rolnicy mieli dopłaty wyższe niż średnia unijna.
Tyle tylko – jak dopowiedział pan Sulkowski– „do dziś jeszcze dopłat nie dostałem”. Wyjaśnił, że chodzi o część związaną z programami rolnośrodowiskowymi i dobrostanowymi, które może dopiero wpłyną na sam koniec kwietnia, maja.
Czy ten protest coś zmieni? – zapytaliśmy. Gospodarz odpowiedział, że ma taką nadzieję a jak nic nie zmieni, to trzeba będzie zaostrzyć formę ubiegania się o swoje.
Pan Cichocki okazał się bardziej konkretny – „Drogę do Warszawy znamy i do sejmu też!” To dopiero jest początek strajków, dopiero się zaczyna – zapewnili nasi rozmówcy.
Tadeusz Cichocki nawiązując do pobliskiej cukrowni w Glinojecku przypomniał, że w latach dziewięćdziesiątych rolnicy strajkowali, by była tu cukrownia polska. W tej chwili jest niemiecka. „Ten rząd, co w tej chwili jest, wyprzedał wszystko co mógł” – stwierdził rolnik zapominając, że obecna ekipa sprawuje władzę niecałe dwa miesiące – i teraz ma możliwość wyprzedania reszty Polski!
Po przypomnieniu naszym rozmówcom, że to przeciwko czemu dzisiaj protestują – Zielony Ład, ekoschematy, normy GAEC – zostało stworzone podczas rządów poprzedniej ekipy, przy wielkim zaangażowaniu komisarza rolnictwa Wojciechowskiego z PiS, nastąpiła chwila (krótka) refleksji. Ale ci (obecny rząd – przyp. red.) może będą chcieli to realizować? – wyrazili swoje obawy.
A to, że wcześniej nie protestowali?
A bo nie wiedzieliśmy jakie będą skutki – padła odpowiedź. Poza tym – dołączył się trzeci gospodarz, pan Przybyszewski z Kinik w gminie Raciąż – wtedy jeszcze były wyższe ceny i jakoś dało radę wytrzymać, a teraz już nie. Nie dość, że plony były w tym roku niższe to jeszcze wskutek importu zboża z Ukrainy ceny spadły.
Na koniec wróćmy do pomysłu zorganizowania protestu w miejscu, w którym praktycznie nikt nas nie zauważa. Wiadomo, trzeba znaleźć plac, na którym można się zgromadzić i ta lokalizacja dobrze spełniła swoje zadanie. Owszem na samym początku były media i one zamieściły informację o wydarzeniu.
Ale potem to już była bryndza. Na ruchliwą „siódemkę” nie mogliśmy wjechać by zamanifestować swoją obecność. Policja zrobiła wcześniej objazdy omijające odcinek drogi, na którym protestowaliśmy. W efekcie przez niemal cztery godziny stania, nawet „pies z kulawą nogą” nie zainteresował się naszymi postulatami. Na sam koniec protestu na drogach dochodzących do ronda pojawiło się kilkanaście aut.
Równie dobry efekt zapoznania społeczeństwa z naszymi obawami i postulatami, mogliśmy osiągnąć stojąc w szczerym polu. Zważywszy na fakt, że jedynym ośrodkiem cywilizacji w pobliżu była owa stacja benzynowa, przy której zgromadziliśmy się na początku manifestacji – można powiedzieć, że właśnie w szczerym polu protestowaliśmy!
Dopiero po zakończeniu zgromadzenia, wracając do domów, rolnicy mieli okazję zapoznać innych użytkowników dróg ze swoimi żądaniami. A przecież o to chodziło!